17.11.2009.
Byłam dziś na konsultacji dotyczącej ewentualnej operacji biodra i kolana.
Ostatnio,gdy miałam nadzieję i wręcz widziałam oczyma wyobraźni wspaniały efekt kolejnego leczenia, coś poszło nie tak. Zatem tym razem nie chciałam marzyć,nie chciałam mieć nadziei. Logika i racjonalizm wziął górę i tym razem niecierpiałam tak bardzo. Nawet można by powiedzieć, że nie bolało w ogóle, choćdla mojej sprawności nie ma ratunku.
Po roku czasu poszukiwań a 14 latach oczekiwania na jakikolwiek, ciag dalszy, znam już zakończenie.
Nigdy już nie będę chodziła jak zdrowy człowiek, nie pobiegnę, nie pojadę na rowerze, schody zawsze pozostaną dla mnie trudną do pokonania przeszkodą i wiem już napewno, ze musze żyć z bólem tyle ile się tylko da.
Niewiem ile czasu mi zostało, by móc cieszyć się sprawnością obecną, ale faktem jest, że nawet ortopedia światowa rozkłada przede mną ręce. Daje mi oczywiście wybór – żyć jak dotychczas lub zaryzykować. Ryzyko jednak jest ogromne i pozytywnych efektów nie gwarantuje. Zapewnia tylko ze może być dobrze, ale nakrótko a potem będzie już gorzej niż jest. Wybrałam, zatem opcję rzeczywistą, do której już przywykłam. I nie sądzę że to ucieczka, choć niektórzy mogą tak stwierdzić. Ryzyko mogę podjąć w każdej chwili, natomiast nie podoba mi się, że podejmując je, mogę stracić wszystko, o co walczyłam do tej pory. Nie podoba mi się ze mogę w tej loterii wygrać wózek…
Zamierzam dokończyć zaległe sprawy. Dziś otworzyły mi się oczy i dojrzałam to, co czeka na zakończenie. Jakaż byłam wcześniej ślepa!
Ból nie na wszystko mi pozwala, ale zaryzykuję inaczej. Podążę ścieżką a nie asfaltem. Dość mam równych nawierzchni, na których i tak się potykam. Jak już się przewracać, to wiedzieć dlaczego. Zamierzam walczyć, by na koniec móc powiedzieć, że niczego nie żałuję.
Może mi się uda a może nie, ale będę mogła powiedzieć sobie i innym: -„próbowałam”.