Zaczęło się od porządków w mojej osobistej szkatułce. Okazało się, że kolczyki mam nie do pary, pierścionki „dziwnie” nie mieszczą się na palce a naszyjniki pamiętają lata 80-te…
Parę lat temu próbowałam tworzyć biżuterię na własny użytek. Miałam w spadku po Babci Waci malutkie, szklane i niezbyt równe koraliki, które pamiętają zapewne lata sześdziesiąte… Dokonałam zakupu paru bigli, drucików, żyłek i igieł do koralików.
Długo myślałam, co zrobić z takiej drobnicy? Próbowałam, kombinowałam i zrobiłam zaledwie parę sznurów z koralików. Próbowałam też tkać na krośnie do koralików, które to krosno zrobił mi mój kochany i zdolny małżonek, ale prace gdzieś w połowie zostały przeze mnie porzucone…
Wracając więc, do mojej leciwej już szkatułki, cóż. Mogłabym kupić sobie nowe kolczyki, pierścionki i bransoletki, ale jaka z tego frajda dla mnie? Zwłaszcza, że półprodukty az piszczą, by je wykorzystać.
Zatem zaczęłam od czegoś prostego:
Potem kółka:
Następnie komplecik:
Dla jednej z córek:
Kolczyki:
A na koniec kulki koralikowe:
Z kulkami spędziłam paręnaście godzin. Korzystałam z kilku tutoriali dostępnych w necie, ale zanim wyszło tak jak na zdjęciu to zniszczyłam wiele metrów żyłki. Myślę jednak, że efekt był wart zachodu 🙂
Byłoby łatwiej, gdybym miała w posiadaniu koraliki bardziej równe, bardziej kształtne, ale niestety nie mogłam sobie pozwolić na zakupy.
Kusi mnie jeszcze bransoletka koralikowa typu „wąż”. Może w końcu moje łapki przywitały by szydełko, którego już tak dawno nie używałam. Czas pokaże, czy się uda 🙂